Statystyki są (w zakładce obok), ale przecież liczby to nie wszystko.
Dowodem bardziej namacalnym niż zmęczenie, ból mięśni, adrenalina i endorfiny są medale. Tak, tak. Dla mnie są ważne, czasem wizja metalowego krążka , który zawiśnie na mojej szyi jest jedynym motywatorem zmuszającym mnie do nie poddania się na trasie.
Najbardziej odczułam to na zeszłorocznym miejscowym biegu ulicznym. Niby nic - 10 kilometrów - a po 5 nie byłam już w stanie rozsądnie myśleć. Słońce w zenicie, brak czapki, zegarka, podbiegi, zdecydowanie za szybkie pierwsze 3 kilometry i katastrofa gotowa. Naprawdę nie miałam sił by biegnąć dalej.... jedyna myśl kołacząca się po mojej przegrzanej główce " nie dostanę medalu, co ja dzieciom pokaże?". Dziś się z tego śmieję :) ale wtedy było to dla mnie ważne. Wiem, że dzieciaki mnie dopingują, że w jakiś sposób są dumne z biegającej mamy. Jak na ironię to był najbrzydszy medal jaki zdobyłam w zeszłym roku ( to ten w lewym dolnym rogu).
Zeszły rok to również biegi z BBL.
fajni ludzie, bieganie po tartanie, yoga ... też na tartanie, albo na trawce w parku i
szaleństwo jesienne i lepienie bałwanów.
BBL to też mój pierwszy plan do maratonu. Lubiłam go (o ile możne lubić plik kartek) choć na wstępie poraziła mnie następująca informacja:
Raczej jeszcze odradzamy maraton, proponujemy przygotować się lepiej
do krótszego dystansu
W ciągu krótkiego czasu musisz znacznie zwiększyć tygodniowy dystans. To generuje
duże ryzyko kontuzji. Jeśli jesteś zdrowy - nie twierdzimy, że jest to niemożliwe ale
niebezpieczne.
Heh. Ja nie dam rady?!!! Przecież przeczłapałam ich już pięć!!!
i co? dałam radę :-P
Plan wykonałam w jakiś 80 %, pokonałam zaczarowaną granicę 5 godzin, przebiegłam go po raz pierwszy w całości i zrobiłam życiówkę.
2011 to był niezły rok. Ale....
2012 musi być lepszy :-D
jej, Dadziu, jestes Wielka
OdpowiedzUsuńtroche zazdraszczam, ale bardziej sie ciesze
trzymam kciuki za 2012
i...
pisz czesciej, dobrze?
jakiś taki brak weny kronikarskiej... poprawię się :)
OdpowiedzUsuń