wtorek, 27 marca 2012

no dobra

to nie było życiowe zwycięstwo.
XVII Perła Paprocan - mój pierwszy półmaraton w tym roku pobiegłam jak na niedzielny bieg przystało - wolno i dostojnie ;)
Nie było sensu harpaganić skoro wiem, że forma wciąż nie ta. Pogoda piękna, audiobook w uszach, żadnych zakwasów i medal jest.
Wynik 02:25:28, po moich ostatnich przygodach nie jest takim złym wynikiem. 
Miłym jest fakt, że znowu zostałam zającem. To chyba będzie moja specjalizacja na długich biegach.
A sama trasa? Trzy kółka na niemal 7 kilometrowej pętli, czasem cross, w kilku miejscach trzeba było nieźle się nagimnastykować, żeby nie wpaść do błota lub wody... ale taki już urok tej naszej Perły. Maratonu tu robić raczej nie będę.


Maraton. Zostało 47 dni. Po poznańskim starcie miałam duży apetyt na 4:30, ale coś mi się wydaje że trzeba się zweryfikować. Na tą chwilę będę się cieszyć jak utrzymam poprzedni wynik :(

ps. dzisiaj miałam pierwszy trening ze swoją córcią. Natruchtałyśmy 7 km w godzinę.
Dostała pierwszą lekcję pokory - przed treningiem NIE JEMY. Kolka nie opuszczała jej prawie wcale, ale że twarda jest, to wytrzymała do końca.
No i zagrała mi na nosie.... na przebieżkach ma taki zryw, że kurcze.... niemal Bolt :) Zdyszałam się :)

środa, 21 marca 2012

żyję, biegam

... i nie remontuję :)
Po pół roku z okładem, po raz pierwszy mogę powiedzieć : nie remontuję!!! Skończyłam. Przeprowadzka w toku.
Pierwsza noc za mną - sen zapamiętałam niestety. Niestety, bo przyśnił mi się były mąż w swojej zwyczajnej roli chorego agresora.... no cóż. Nie będę się podejmować interpretacji.

Od miesiąca nie zrobiłam, żadnego wpisu, ale to nie tak, że nic się dzieje w świecie biegania i aktywności w ogóle.
Biegam. Co więcej - od lutego biegam z planem (ten sam który dostałam na Poznań Maraton), bo plany maratońskie mam. A jakże. Maj - Praga. Numer startowy jest, nocleg zaklepany.... nic tylko trenować.

Przy okazji muszę (choć to niełatwe) opisać  moją "przygodę" z termogenikami. Muszę ją opisać żeby więcej mi do głowy takie rzeczy nie przychodziły  i zniechęcić innych przed takimi pomysłami.

Nabyłam sobie Heat coś tam coś tam (nie będę pisać pełen nazwy żeby nie było że reklama), bo za dużo kilogramów wciąż po zimie mam. Stwierdziłam, że przyjemnie z pożytecznym będzie jak chudnięcie podczas treningów wspomogę. Dwie tabletki przed śniadaniem, dwie przed treningiem - wszystkiego pochłonęłam około 15 szt. Efekt był taki, że waga owszem, zaczęła spadać.... po czym stanęła, ale najgorsze okazały się efekty uboczne, a  najważniejszy to niemożność biegania.
W niedzielę (11.03) początek kuracji - przebiegłam 19 km w dobrym tempie 6:36.
W środę 11 km już tylko w 7:02 ( dziwne uczucie że szybciej nie dam rady, zwaliłam na karb porannego biegu... organizm nierozgrzany, niewyspany itp).
W piątek 12 km w 7:05, w planie miałam oprócz zwykłego rozruchu 6x po 5' w tempie 5:50. Sił mi starczyło na 3 razy. Po drodze mrowienia w dziwnych miejscach i mdłości. Wróciłam wyczerpana do cna.

Apogeum nastąpiło w ostatnią niedzielę (19.03) - w planie 24 km wolnego biegu. Zrobiłam jedynie 10 km w godzinę i 16 min. Tempo 7:31!!! Ogromny ból pleców i brak sił. Wróciłam do domu wściekła, zgięta w pół  i z postanowieniem: NIGDY WIĘCEJ.

Wtorkowy  trening (od poniedziałku bez wspomagania) - 11,7 km w tempie 6:50. Wracam do Żywych :)

najlepsza autorada na dziś - nie tyj, nie będziesz musiała chudnąć.....

dobranoc