czwartek, 24 lutego 2011

rozmyślania ezgzystencjalne

Mam, delikatnie rzecz ujmując, nastrój depresyjny . Moja mama mawiała na to handkor (pewnie od handry).
Brakuje mi jej.
....pewna myśl mnie tknęła po tym jak ostatnio zawiozłam córkę do "byłego" na weekend.
Jak to jest, że zakochujesz się w kimś tak strasznie, że aż boli, spędzasz z tym człowiekiem dobrych 10 lat, w czasie których wszystko się sypie ( a w zasadzie zaczynasz przeglądać na oczy)....odchodzisz, a po kolejnych 5 nie możesz sobie już przypomnieć dlaczego tego kogoś kochałaś? Nie możesz sobie wyobrazić, że teraz ten człowiek mógłby Cie dotknąć w jakikolwiek czuły sposób.....
Kiedyś myślałam, że jak już zaleczą się rany i przestanę go nienawidzić, bać się - to będziemy mogli zostać przyjaciółmi. Minęło 7 lat, a ja nie mogę na niego patrzeć, nie potrafię z nim rozmawiać.... jakby był obcym człowiekiem.....
To jest podobne uczucie do tego, gdy późnym wieczorem widzisz podejrzanych facetów kręcących się po dworcu na którym znalazłaś się przez przypadek, sama.
To przerażające, że można czuć coś takiego do miłości swojego życia, ojca swoich dzieci.

Zastanawiam się co czują inni, co czuje J. Kej do swojej żony z którą nie rozmawia od 3 lat.... ale nie potrafię o tym z nim rozmawiać...
nie potrafię rozmawiać o mamie, jej umieraniu i jej nie byciu ze mną, z nami... to nie jest sprawiedliwe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz